W średniowieczu dbanie o drogi, mosty i chodniki należało do zarządcy Bytomia. Na takie potrzeby wprowadzono dochody z myta, które pobierano przy bramach miejskich. Cena za wejście do miasta uzależniona była od towaru. Jednakże można mieć wątpliwości, czy miasto rzeczywiście dbało o porządek swojej infrastruktury. W XVI w. zarzucono właścicielom Bytomia, że ulice, zwłaszcza przy bramie Pyskowickiej nie są czyszczone, a na drodze przy rozbarskim folwarku (poza granicami grodu) dziury zwyczajnie przykrywa się słomą. Z dużą dozą prawdopodobieństwa należy przyjąć, że w wieku następnym kwestia porządkowania Bytomia nie poprawiła się, bo w 1623 r. właściciel miasta, hrabia Łazarz II pisał, że po ulicach nie można chodzić ani jeździć, a jego następca Eliasz siedem lat później kazał oczyścić ulice, a także wydalić z nich żebraków. O czystości Bytomia, a w zasadzie jej braku, pisał znów w 1639 r. hrabia Jerzy Fryderyk, który zarzucił rajcom, że na wszystkich drogach, zwłaszcza pod drzwiami domów, jest brudno, a zapach jest nie do zniesienia. Wskazał także na możliwość wystąpienia zarazy.
Wydaje się, że dopiero rozebranie murów miejskich w latach 1800-1827 zmieniło sytuację miasta w zakresie czystości i standardów zabudowy. Powstały bowiem wówczas nowe arterie: w 1826 r. trakt do Królewskiej Huty, w 1830 r. do Tarnowskich Gór, w 1839 r. do Pyskowic, w 1844 r. do Piekar. Istniała też droga prowadząca z Bytomia przez Bańgów-Czeladź-Będzin do Królestwa Polskiego, którą jeszcze do poł. XIX w. sprowadzano na Śląsk zboże, bydło i inne produkty żywnościowe. Zagęszczała się także siatka ulic nawet na terenach dotychczas niezabudowanych, co wiązało się z industrializacją. Zwiększył się transport, pojawili się woźnice – tzw. wekturanci. Tak pisał o nich Józef Lompa w kontekście wydobycia węgla:
Jak pisał o Bytomiu Józef Lompa: Biorąc powiat bytomski bliżej przed oczy, zasługuje on na szczególniejszą uwagę. Jest on bowiem centralnym punktem przemysłu górnictwa i hutnictwa. Mamy tam prawdziwe malownicze okolice, ale te dymem licznych parowych machin ustawicznie zamglone. Stąd też pochodzi, że się tam w wielu miejscach, jako to na Królewskiej Hucie i w Katowicach, owoce ogrodowe i pszczoły pomyślnie hodować nie dają. Widzimy tam trawy i liścia na drzewach czarnym pyłem powleczone. Dlatego zaś rolnictwo na niskim stopniu stoi, gdyż mu zaprzęgowe i ludzkie siły, do fabryk itd. odciągane i tam lepszy pieniężny zysk znajdujące, za mało dopomagać mogą. W innych miejscach widzimy okiem nieprzejrzane obszary pokryte rozmaitymi kolorami wydobytej z kopalni ziemi, stare płody jako mogiły dawniej wydobytych skarbów, na których – podobno jako koło Olkusza – może i po trzech stuleciach zbożorodne skiby się nie pojawią. Brak drzewa daje się tu znacznie uczuwać. Wystaw sobie pan, ile tam tak zwanych wekturantów – rudzierzy – liczyć można. Przed dwoma laty w pierwszym tygodniu po Wielkanocy jadąc z Bytomia na Tarnowskie Góry – 1 ¾ mili – spotkałem przeszło 900 fur z rudą żelaza, aże się nareszcie o pół mili przed miastem sprzykrzyło dłużej jeszcze liczyć. Jazda taka jest bardzo nudna, albowiem rudziarz nikomu ani na jedną piędź nie zjeżdża z drogi ,a nie radzę nikomu strofować go o to. Ekonomowie i inni urzędnicy gospodarczy, utraciwszy swoje posady, kupili sobie po parze koni, trzymając parobka i lubo owies, słomę i siano drogo kupować muszą, zarabiając dziennie przynajmniej dwa talary, żywią się z tego ze swoją familią. Parobek pobiera tam przy dobrym jadle 20-24 talary myta, a gdy w drogę jedzie codziennie 4-5sgr na wikt
W 1860 r. w mieście tłok niszczył już nawierzchnię brukową i nieutwardzoną utrudniając życie mieszkańców (zwłaszcza wozy wekturantów unikające płacenia myta). Z pejoratywną oceną takiego stanu rzeczy spotykamy się zwłaszcza w piśmie starosty bytomskiego Solera z 1860 r., w którym narzeka on na kiepski bruk, „smętne” oświetlenie, nadmiar kurzu i brudu. Poddaje także krytyce fakt, że przez środek miasta przebiega droga państwowa, której nawierzchnia uszkadzana jest przez wspomnianych wekturantów przewożących rudę i węgiel. Soler wskazywał na konieczność przesunięcia tej arterii poza miasto, jednakże rada miejska nie wyraziła na to zgody.
Na pocz. XX w. w Bytomiu wprowadzono już sprawny system wywozu nieczystości stałych, które w innych miastach długi czas mogły zalegać na ulicach i chodnikach. Początkowo kontenery ze śmieciami wywoziła prywatna firma, potem zaczęło to podlegać samorządowi miejskiemu. Utrzymywano w czystości chodniki miejskie, a o pozostałe winni byli dbać właściciele nieruchomości. Oni także pokrywali koszty czyszczenia ulic, które wpływały do ratusza w formie specjalnego podatku. Jego wysokość zależała od częstotliwości sprzątania i długości frontu posesji przylegającej do ulicy.
Ulice były zamiatane nocą przez mechaniczne zamiatarki, natomiast następnego dnia rano przez osiem godzin czterdziestu siedmiu pracowników rozpoczynało sprzątanie przydzielonych im rejonów. Latem ulice zraszano jeszcze wodą. Za polewaczką ciągnięty był także gumowy walec do zbierania kurzu i pyłu z ulic.
Oprac. dr Helena Jadwiszczok-Molencka


Komentarze